O! Bardzo ważna uwaga! Rzeczywiście zupełnie o tym nie pomyślałem. Myślę, że w przyszłym roku coś na ten temat na blogu napiszę. A teraz krótko odpowiem.
1. Obciążenie szachowe jest w moim wypadku nie do końca przewidywalną sprawą. Są bowiem rzeczy ważne i ważniejsze. Niektórzy nazywają to priorytetami. U mnie szachy są dopiero po priorytetach, ale jednak na wysokim miejscu.
2. Mam taką zasadę, że dopóki mam możliwość, tak długo staram się możliwie jak najwięcej inwestować w daną dziedzinę aktywności (tutaj: szachy). Bywa jednak też i tak, że przychodzi czas, że istotniejsze życiowe sprawy wymuszają na mnie odpuszczenie tempa czy też zrobienie dłuższej przerwy. Tak naprawdę nie jestem w stanie tego przewidzieć, ale mogę tym jakoś zarządzać.
3. Doba nie jest z gumy i ponoć wszyscy mamy 24h do dyspozycji. Pytanie JAK je rozplanujemy. Można przykładowo siedzieć 6h na FB, pracować 8h, spać 6h, a do tego 3h oglądać TV i pozostałą godzinę przeznaczyć na niezbędne czynności codzienne (mycie, toaleta, ubieranie się, itp.). Można również te 9h (FB+TV) przeznaczyć na granie w szachy i trening (czytanie literatury, studiowanie i analizowanie partii oraz rozwiązywanie zadań). To kwestia priorytetów, charakteru i umiejętności wybierania (podejmowania decyzji).
4. Natomiast co do planów gry w realu, to nie wykluczam takiej możliwości. Ba! Jeśli uda mi się dojść do poziomu (nie mylić z rankingiem!) 2200 na FICS, to jest duża szansa, że zgadam się z Arturem i wspólnie gdzieś zagramy w (klasycznym) turnieju szachowym. Tyle tylko, że obiecałem sobie, że dopóki nie osiągnę przyzwoitego poziomu gry... tak długo wstrzymuję się od "poważnego grania" (tzn. gdy nie gram na poważnie, to mogę sobie zagrać w turnieju dla czystej przyjemności i wówczas nie patrzę zupełnie na wynik).
5. Generalnie jednak rozwój jest przede wszystkim obliczony (zaplanowany) pod kwestię intelektualnego rozwoju i radości z okrywania oraz wyciągania wniosków. Oczywiście dodatkowo jak bardzo ładnie napisałeś: "satysfakcja z dobrze wykonanej pracy", a dokładniej - z odpowiedniego PODEJŚCIA do całego procesu nabywania szachowego mistrzostwa.
I na koniec: jeśli miałbym zagrać na poważnie w turnieju (w domyśle: walka o zdobycie wyższej lub wyższych kategorii) to z siłą minimum 2000. Inaczej wolę sobie pograć szybkie partie na FICS, aby się nie denerować swoim poziomem gry. Uwierz mi, że po około 13-14 latach posiadania drugiej kategorii... w pewnym momencie robi się to naprawdę frustrujące i żenujące. Nie chodzi już o sam fakt posiadania tej samej kategorii (bo to nie jest problem) ile braku rozwoju szachowego (a co za tym idzie - nadrzędnego celu: rozwoju intelektualnego i doskonalenia cech charakteru).
Moim ambitnym marzeniem byłoby poważnie trenować do roku 2020 (lipca), a potem w ciągu 2 kolejnych lat pozwolić sobie na rozegranie 6-8 klasycznych turniejów i osiągnięcie dwóch norm po 2200 (tzw. rating performance/wynik uzyskany). Wówczas wszystkie inne techniczne sprawy (poziom ELO, opłaty za nadanie kategorii/tytułu, przynależność klubowa/związkowa, itp.) nie miałyby ŻADNEGO znaczenia. To byłoby moje szachowe spełnienie i wtedy mógłbym już na spokojnie odejść z tego świata, bez poczucia, że przecież mogłem to osiągnąć, ale niewystarczająco się poświęciłem.
Czy ta krótka odpowiedź jest dla ciebie satysfakcjonująca czy coś ważnego pominąłem?

