Jeśli chodzi o Lubelszczyznę, to Mz piłka kręci się w miejscu. Ciężko o powiew świeżości w tym dosyć hermetycznym i zamkniętym środowisku gdzie właściwie wszyscy się znają.
Z ciekawostek dodam, że po któryś tam mistrzostwach wojewódzkich graliśmy z J. Praszakiem w szachy w ... kawiarni.
On przy czerwonym winie i na stołeczku przy barze grał czarnymi, my (we dwóch - z kolegą) białymi przy stoliku i piwie. Sycylijską, wariant smoczy.
Tyle, że Pan Jerzy grał na ślepo

Summa summarum padł remis po sprytnym manewrze J. Praszaka. Miły facet.